Marek Migalski Marek Migalski
1911
BLOG

Piekło dla medialnych pałkarzy, czyli gdzie jest debata?

Marek Migalski Marek Migalski Polityka Obserwuj notkę 12

Debata o żołnierzach wyklętych, podobnie zresztą, jak każda inna, pokazuje, że w Polsce niemożliwa stała się normalna rozmowa na racjonalne argumenty. W naszym kraju jedynie okładanie się po głowach grubymi pałkami znajduje swoich zwolenników. Subtelna debata, z uwzględnieniem światłocieni i niuansów, nie jest godna zainteresowania naszych liderów opinii.

Dla jednych żołnierze wyklęci są święci – nie przyjmują żadnych faktów, że część z nich się degenerowała i – z czasem – stawała się zwykłymi bandytami. Dla drugich owi żołnierze to od początku właśnie bandyci; bandyci, za którymi nie stały żadne racje i którzy od samego początku nastawieni byli na grabieże i dokuczanie rodzącemu się socjalistycznemu szczęściu. I nie ma szans na to, żeby w przestrzeni publicznej usłyszeć poważną rozmowę z użyciem poważnych argumentów, skierowaną do poważnych ludzi. Pałkarze obu stron zajęli swoje pozycje i ku uciesze gapiów nawalają się pałami po łbach.

Tak jest ze wszystkim – Donald Tusk jest więc albo najświatlejszym Polakiem od czasów Kopernika  i genialnym negocjatorem na ostatnim unijnym szczycie, albo ruskim zdrajcą i zaprzańcem narodowym. Jarosław Kaczyński jest albo  zbawcą ojczyzny i jedynym sprawiedliwym, albo faszystą i paranoikiem. Lech Wałęsa jest albo SB-eckim kapusiem, który nieprzerwanie od 1970 roku szedł na pasku służb, albo najwybitniejszym z Polaków, nosicielem cnót wszelakich. Tadeusz Mazowiecki jest albo wspaniałym i najdzielniejszym z reformatorów po 1989 roku, albo zdrajcą i szują, która już w młodości szczuła na „leśnych chłopców”.

Podobnie jest z oceną nie tylko osób, ale także i zjawisk – albo Okrągły Stół jest największym wynalazkiem Polaków od czasu stworzenia lampy naftowej, albo zdradą dokonaną na narodzie polskim przez komunistów i ich agentów. Unia Europejska jest albo jedyną szansą na uniknięcie wojny powszechnej, albo nowym Związkiem Radzieckim pozbawiającym nas wolności i niepodległości. Radio Maryja jest albo ostatnim szańcem wolnego słowa, albo dziełem szatana (ruskiego).  Związki partnerskie są albo testem na naszą europejskość i normalność, albo końcem naszej cywilizacji i zwiastunem nadciągającej Apokalipsy.

O ile rozumiem polityków, bo czasami muszą upraszczać, muszą zajmować jakieś określone stanowisko, muszą być wyraziści, to zupełnie nie potrafię usprawiedliwić komentatorów, publicystów, naukowców. Ich zadaniem jest właśnie dzielenie włosa na czworo, mówienie „ tak, ale…”, znajdowanie półcieni i niuansów. Czyli czegoś, co zostało kiedyś określone w publicystyce jako „zarembizm” (od nazwiska Piotra Zaremby, który znany był właśnie z tego, że starał się patrzeć na wszystko z różnych punktów widzenia). Ale to było kiedyś – dziś obowiązuje proste walenie pałką po łbach i to walenie wespół z innymi.

To szkodzi debacie publicznej i to szkodzi Polsce. Brak obszaru dyskusji, której uczestnicy czerpać będą radość z wynajdywania kontrargumentów wobec swoich własnych tez, gdzie będzie można przyznać rację przeciwnikowi, gdzie królować będzie prawda, a nie czyjaś racja – tego właśnie brakuje Polsce. A bez takiej sfery wolnej myśli i wolnej debaty umrze polityka i umrze Polska. Naprawdę. Prawda jest dla każdego podmiotu, także dla państw i krajów, jak tlen. Dzisiaj mamy jednak do czynienia z zastępowaniem tego tlenu różnego rodzajami partyjnymi, środowiskowymi  i koteryjnymi smrodami.

Piszę to także we własnym interesie – jako polityk, który chciałby być oceniany sprawiedliwie. Sprawiedliwie to znaczy zgodnie z prawdą. Czyli chciałbym, żeby ganiono mnie za te rzeczy i słowa, które były moimi błędami, i żeby chwalono mnie za to, co zrobiłem lub powiedziałem z sensem i z pożytkiem dla dobra publicznego ( i jednego i drugiego naprodukowałem sporo). Zamiast tego, każdy polski polityk dostaje  laurki od tych dziennikarzy i komentatorów, którzy są w jego stadzie i którzy kibicują jego formacji, oraz – jednocześnie – zawsze jest negatywnie opisywany przez media i środowiska, które z nim nie sympatyzują i go zwalczają. Ale w takiej sytuacji, w sytuacji całkowitego zaniku debaty publicznej, całkowitego uwiądu rozmowy i wymiany racjonalnych argumentów, polityka musi się degenerować. Bo polityk PO wie, że cokolwiek złego by zrobił, to i tak media sprzyjające jego partii mu nie zaszkodzą, a media Platformie nieprzychylne nawet jakby dokonał czegoś wielkiego i tak go skrytykują. Podobnie mają politycy PiS, SLD, PSL czy PJN. Dlatego u części z nas rodzi się pokusa, żeby mieć opinię publiczną i media w d…, bo ich mniemania i tak nie mają niczego wspólnego z tym, co my naprawdę robimy. Ulegnięcie jednak tym podszeptom oznacza koniec uprawiania porządnej polityki.

Trzeba ją robić, nawet wiedząc, że zamiast krytyków, mediów, dziennikarzy i komentatorów, mamy naprzeciwko siebie hordy pałkarzy za nic sobie ważących prawdę i dystynkcję w rozumowaniu. Ale to oni będą się za swoje grzechy palić w medialnym piekle. Piekło polityków będzie jednak inne. Trafią do niego ci z nas, którzy ulegną biesowi szepcącemu do ucha: „Nic nie rób. Poddaj się. I tak to, co robisz nie będzie właściwie ocenione. Po co się męczysz? Popatrz – inni nie mają nic, poza zaprzyjaźnionymi mediami i jacy są wysoko oceniani. Nie chcesz tak?”

Nie, nie chcę.   

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka