Marek Migalski Marek Migalski
1999
BLOG

A jak polskie partie zareagowałyby na przyjście Jezusa?

Marek Migalski Marek Migalski Polityka Obserwuj notkę 35

A gdyby Chrystus przyszedł dzisiaj na Ziemię? Gdyby nagle znalazł się w Polsce? Co by się wtedy stało? Jak przyjęto by Go – politycznie?

Platforma Obywatelska postanowiłaby zorganizować z Nim debatę. Jej organizacją zająłby się ks. Boniecki – musiałby tylko poszukać jeszcze Szatana, a potem – sprawiedliwie, jako członek kościoła otwartego – oddać obu stronom prawo do obrony swoich racji. J. Gowin żądałby natychmiastowego przyjęcia Jezusa do PO i wystawienia na listach do PE na Podkarpaciu (tam, gdzie nie udało się 3 lata temu M. Krzaklewskiemu). A. Halicki i G. Schetyna uznaliby to za krok w złym kierunku. Zły podzieliłby ich racje. Ostatecznie D. Tusk zdecydowałby, że jednak przyjście Chrystusa na Ziemię przeszkadza w kursie Platformy na lewo i odrzuciłby pomysł przyjęcia Go do partii. Wsparliby do B. Arłukowicz i lewe skrzydło w PO. Pochwaliłby M. Kondrat, bo nie lubi Judzenia. J. Kluzik – Rostkowska oddałaby z tej okazji swój czerwony żakiecik na cele dobroczynne. Jedynie senator Libicki byłby niezadowolony, ale ukojono by jego oburzenie obietnicą kolejnego startu z wysokiego miejsca z list PO w Poznaniu.

PiS natomiast przyjęłoby paruzję Jezusa jako oczywistą akcję rozbijania prawicy i tworzenia czegoś nowego po prawej stronie. J. Kaczyński wydałby oświadczenie, że wszyscy przecież wiedzą, że Chrystus został wybrany na Boga przez nieporozumienie i że ten tytuł należy się samemu prezesowi. M. Suski podarłby publicznie biblię, a A. Hofman naśmiewałby się, że Jezus ma tylko 12 ludzi i małe poparcie w sondażach. J. Brudziński zaatakowałby Go za to, że podobno przychodzi ze Wschodu i że nie wyjaśnił dostatecznie swojego pochodzenia oraz tego, co robił przez ostatnie dwa tysiące lat. A. Macierewicz zażądałby poddania jego ubioru badaniom na obecność trotylu. PiS zorganizowałoby wspólny marsz z TV Trwam, na którym domagałoby się jedności na prawicy, a Prezes wezwałby Jezusa do powrotu do partii i zapomnienia o dawnych sporach (na przykład tego, że Bóg od 2005 roku nie sprzyjał PiS-owi). J. Kaczyński zgodziłby się nawet wybaczyć Chrystusowi sześć kolejnych wygranych PO, ale pod warunkiem natychmiastowego powrotu do partii i publicznego przyznania, że skusił go do tego Zły oraz Ziobro.

L. Miller skwitowałby przyjście Jezusa cynicznym żarcikiem o podłoży seksualnym oraz zapewnieniem, że SLD pozostaje na pozycjach nieuznawania Jego istnienia. Jeśliby to nie zadziałało, ogłosiłby Chrystusa pierwszym socjalistą i zaprosił na ziemię kaliską – w zastępstwie M. Siwca.

Ruch Palikota – w zależności od tego na jakim etapie rozwoju intelektualnego byłby jego lider – albo zaprosił Jezusa , wraz z Dodą, do wspólnego palenia zioła, albo do jak najszybszego opuszczenia kraju, który w swojej konstytucji nie przewiduje goszczenia Boga. Palikot zażądałby usunięcia Chrystusa z granic Rzeczpospolitej oraz uznania, że nigdy Go tu nie było. Sprzeczność obu działań (bo jeśli Go nie było, to nie można go wszak było usuwać) wytłumaczyłby swoim wyborcom tak, jak to robił dotychczas – czyli bez specjalnego wysiłku. Na koniec sam ogłosiłby się nowym wcieleniem Boga – Wodnikiem.

Janusz Piechociński przyjąłby Chrystusa w sposób jak najbardziej zwyczajny i praktykowany już przez niego przy innych okazjach – padłby na kolana i podziękował.

A PJN? Kowal napisałby o tym książkę, a ja bym ją krytycznie zrecenzował.

P.S. Mam nadzieję, że nikogo tym wpisem nie uraziłem. Miał on być w miarą dowcipną opowieścią o naszej polityce, a nie kpiną z Jezusa. Jeśli jednak obraziłem czyjeś uczucia religijne, to bardzo przepraszam – nie było to moim zamiarem. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka