Marek Migalski Marek Migalski
3522
BLOG

Wygrał o.Rydzyk, przegrali J. Kaczyński i P. Duda.

Marek Migalski Marek Migalski Polityka Obserwuj notkę 94

Wczorajsza demonstracja miała trzech organizatorów, ale tylko jeden z nich może uznać, że na niej zyskał. Pozostali dwaj stracili.

Zyskał o. Rydzyk – jego interesy i postulaty zostały wsparte przez PiS i Solidarność. Jego sprawa staje się testem na wiarygodność polskiej demokracji i wszyscy wczoraj deklarowali, że właśnie los TV Trwam będzie papierkiem lakmusowym tego, czy mamy w Polsce wolność, czy też jednak nie. Dlatego toruński zakonnik może być zadowolony z wczorajszego dnia. Żeby było jasne – ja osobiście i większość moich znajomych z PJN też uważamy, że medium redemptorysty powinno znaleźć się na platformie cyfrowej – ale nie zamierzamy w tej sprawie zapisywać się do partii o. Rydzyka i tańczyć tak, jak mu się spodoba. Ale trzeba przyznać – wczorajsza demonstracja była dla niego kolejnym krokiem do swojego celu: uzyskania możliwości szerszego nadawania TV Trwam.

Piotr Duda przegrał wczoraj bardzo wiele. Sympatyczny mi ów lider popełnił wczoraj poważny błąd – stał się w ciągu jednego dnia Januszem Śniadkiem. Tak bardzo krytykował swego poprzednika za to, ze był zbyt upartyjniony, a sam wziął udział w demonstracji, której głównym organizatorem była właśnie jedna z partii politycznych! Stając ramie w ramię z liderem PiS, Duda w istocie zapisał się do tego ugrupowania i stał się ideologicznym wrogiem partii rządzącej. To nie jest dla niego dobre, bo może zyskał tym sympatię pana Guzikiewicza, ale stracił zapewne jakieś poparcie w związku wśród tych działaczy, którzy do o. Rydzyka i Jarosława Kaczyńskiego nie pałają wielką sympatią. Ponadto pokazał się jako lider polityczny, a nie związkowy – i jeśli nie stoi za tym poważniejszy plan wystawienia swoich list do Sejmu, to był to błąd. Może było tak, że Duda chciał jedynie znaleźć sojuszników dla swojej walki o postulaty czysto związkowe – jeśli tak, to postawił na słabe konie, bo akurat toruński zakonnik i polityk z Nowogrodzkiej nigdy już nie będą rządzić w naszym kraju, a to oznacza, że postawił się w totalnej opozycji wobec rządzących i mogących coś zrobić, a zawarł sojusz z tymi, którzy nic nie mogą i nigdy nie będą w stanie pomóc mu z realizacji jego postulatów.

Jarosław Kaczyński stracił jednak najwięcej. Wniosek to, na pierwszy rzut oka, paradoksalny, ale – po pierwsze – jeśli Duda naprawdę ma ambicje stworzenia własnych list do parlamentu, to będzie czerpał wyborców właśnie z dotychczasowego elektoratu PiS. I Kaczyński, stając wczoraj wraz nim i budując go jako lidera zbuntowanych i poniżonych, właśnie odebrał sobie parę procent głosów. Po drugie – duża część wyborców PiS nie akceptuje o. Rydzyka! Pamiętam jeszcze badania, które były do naszej dyspozycji 2-3 lata temu: wynikało z nich niezbicie, że prawie połowa elektoratu PiS ma krytyczny stosunek do toruńskiego zakonnika. Wczorajsze uściski i wzajemnie prawione sobie dusery nie  spodobały się zatem przynajmniej kilku milionom wyborców PiS – trudno w to uwierzyć, ale tak właśnie jest. Po trzecie – wczorajsza demonstracja zupełnie zrujnowała efekt poniedziałkowej debaty z ekonomistami. W PAN głos PiS brzmiał sensownie i merytorycznie, a wczoraj partia ta ogłosiła właściwie, że jest przybudówką  związków zawodowych i zmierza w kierunku formacji lewicowej. Przecież mieliśmy wczoraj do czynienia z zawiązaniem się koalicji socjalno-demokratyczno-syndykalno-prospołecznej, a to stoi w sprzeczności z tym obrazem PiS, który od dłuższego czasu był nam suflowany – PiS-u jako ugrupowania rozsądnego i prorynkowego. Sojusz z o. Rydzykiem i Piotrem Dudą łamie tę narrację.

Dlatego uważam, że powody do radości ma jedynie toruński zakonnik. Duda i Kaczyński, choć musieli być zadowoleni z zaprezentowania się przybyłym tłumom, strzelili sobie wczoraj samobója.

Na marginesie – wczoraj ujawniły się kolejne krety wokół prezesa. Najpierw Krzysztof Szczerski, nadzieja białych w PiS, zasugerował - w zabawnym zapewne w swoim mniemaniu bon-mocie – że premier jest na usługach Niemców, a prezydent Rosjan. A potem Solidarni 2010 zaczęli okupować gmach telewizji publicznej. Oba te wydarzenia psują obraz spokojnej i pokojowej demonstracji stu, a może nawet dwustu, tysięcy ludzi.  Choć czy mamy do czynienia z kretami trudno orzec. Często myli się je bowiem z kretynami. Różnica między jednymi, a drugimi, jest taka, że krety wiedzą, że są kretami, a kretyni nie widzą, że są kretynami.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka