Marek Migalski Marek Migalski
4023
BLOG

Kaczyński pokonany przez Golema, którego sam stworzył

Marek Migalski Marek Migalski Polityka Obserwuj notkę 73

 

Musicie to zrozumieć – to jest system. To nie będzie decyzja Kaczyńskiego, że wyrzuci z PiS Ziobrę, Kurskiego i Cymańskiego. Ta decyzja dokonuje się automatycznie – tak musi być. Inaczej cały system się zawali. Nie da się inaczej. Prezes jest takim samym małym i bezwolnym trybikiem w tej machinie, jak Hofman czy Błaszczak. W tym systemie nie można tolerować pytań, wątpliwości, samodzielności, podmiotowości. Albo wszyscy to akceptują, albo system się wali. No – albo trzeba wywalić tych, którzy naruszają podstawy systemu.
Gdyby zaakceptować to, co robią ziobryści, trzeba by także zaakceptować dyskusję. A potem demokratyczne podejmowanie decyzji i swobodną grę wewnątrz partii. A potem już poszłoby jak lawina – wolność wypowiedzi, swoboda debaty. No i najgorsze – wolny wybór prezesa i linii partii. Podejmowany przez wolnych ludzi, na demokratycznym zjeździe, gdzie dyskutuje się o strategii formacji, gdzie przegłosowuje się kontrowersyjne i zgłaszane z sali uchwały, gdzie walczą ze sobą frakcje i skrzydła, gdzie kilku kandydatów ubiega się o stanowisko szefa ugrupowania. A to przecież byłby koniec PiS.
Kaczyński – powtarzam – nie ma wyjścia: musi wyrzucić „buntowników”. To nie jest jego wolna decyzja czy jego „ widzi-mi-się”. On jest do tego zmuszony przez system. Jedyną jego przewiną jest to, że to on stworzył ów system, ale w istocie rzeczy jest dzisiaj jedynie jednym z elementem mechanizmu już od niego niezależnego. Nie może krzyknąć i nagle przestawić wajchę. Nie może powiedzieć: „To cenne uwagi, Zbyszku”. ”Tadek – masz rację, to nie było zwycięstwo, ale – tak, jak twierdzisz – porażka”. „Jacku – rzeczywiście, trzeba wprowadzić pewne mechanizmy demokratyczne, bo to – i tu masz niestety rację – szósta przegrana z rzędu i chyba jednak coś jest nie tak”. Chyba rozumiecie Państwo, że to niemożliwie. Bo przecież zaraz podnieśliby zdziwione oczęta Błaszczak, Hofman czy Poręba i krzyknęliby – „jak to tak, prezesie?! To akceptujesz, że ktoś może bez twojej zgody stwierdzić cokolwiek? Jakże to tak? Wszak nigdy tak nie było i właśnie dlatego zaszliśmy tak daleko! Przecież nasz statut napisany jest tak, że nikt nie może kwestionować twojej woli i każdego możesz wyrzucić. Przecież tyle razy dawałeś dowód bezwzględnej i żelaznej woli, tyle razy wyrzucałeś ludzi z partii za mniejsze przewinienia. Przecież nie możesz teraz powiedzieć, że od dziś będzie inaczej, że będzie jak na Zachodzie. No, chyba że ty nie jesteś prawdziwym prezesem. Chyba że Cię podmienili, że jesteś jakimś samozwańcem i oszustem, bo nasz prezes nigdy by czegoś takiego nie zrobił, żeby zaprzeczyć całemu swemu doświadczeniu”.
Trochę koloryzuję, a w istocie o to chodzi – gdyby JK się cofnął, gdyby zaakceptował fakt, że wiceprezes partii to ktoś więcej, niż Beata Szydło, gdyby zgodził się na otwarcie dyskusji o tym, jakie były przyczyny kolejnej klęski wyborczej swojej partii, zakwestionowałby realnie trwałe cechy systemu, który zbudował i w rzeczywistości zacząłby jego destrukcję, na której końcu byłaby jego dymisja i rozpad PiS. To już byłaby inna partia i to już byłby inny przywódca – partia której nie rozumiałby Kaczyński i przywódca, który nie musiałby być Kaczyńskim. I choć widzi on absurdalność sytuacji, że trzeba będzie wyrzucić z partii ludzi, którzy mówią, że ich głównym celem jest uprawdopodobnienie, by kiedyś prezes został ponownie premierem a PiS zwyciężało, to jednak będzie musiał to zrobić. Z całą świadomością, że to tak naprawdę koniec jego marzeń o powrocie do władzy, o Budapeszcie, o zmienianiu Polski. Jeśli system, który stworzy, ten bezmyślny Golem, zabija dzisiaj tych, którzy są arcypisowscy, to znaczy, że on już nic nie może. Jest na tyle przenikliwy, że widzi to bardziej wyraźnie niż inni, że atakując Ziobrę, uderza w siebie. Że jest tylko małym trybikiem w mechanizmie, który stworzył, ale który dzisiaj już nim włada i robi z nim, co chce.
Dlatego zostawcie w spokoju Kaczyńskiego – on dzisiaj najbardziej wyraźnie widzi, że nie on podejmuje decyzje i że nie on panuje nad sytuacją. Jest jedynie bezwolnym  elementem systemu – nie bardziej podmiotowym, niż Brudziński czy Błaszczak. Czy nie rozumiecie, że to dla niego najgorsze, co go mogło spotkać? Nie, najgorsze będzie to, jak wszyscy to zobaczą. Bo dopóki on sieje strach i przerażenie, to jeszcze ma poczucie, że coś od niego zależy. Ale jak wreszcie dotrze do jego aparatu i do wyborców, że nic od niego nie zależy i że Tusk już zawsze będzie się mógł mu śmiać prosto w twarz, wówczas tak naprawdę dokona się jego dramat. Dramat człowieka pokonanego przez system, który sam stworzył.  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka