Trzymam kciuki za Bronisława Komorowskiego. By okazał się kimś innym, niż mu zarzucano. By udowodnił, że ma przysłowiowe cojones. By odważył się nie być ciamciaramcią i gapą (jak wcześniej sugerowano). By wraz ze swym przyjacielem Palikotem pograł na siebie, by patronował powstaniu partii lewicowo – liberalnej, której symbolami byłyby świński ryj i wibrator (liberalizm ekonomiczny i libertynizm aksjologiczny).
Dlaczego? Bo to dzisiaj chyba jedyna szansa na powstanie … PO-PiSu! Platforma bez Palikota, Kutza i innych tego rodzaju dżentelmenów stałaby się na powrót partią, z którą można rozmawiać, z którą można poważnie mówić o Polsce. A Tusk na powrót stałby się politykiem myślącym w kategoriach państwa, a nie słupków sondażowych.
Ponadto, odejście Palikota i patronowanie temu ruchowi przez prezydenta zadusiłoby politycznie czerwonych. Nie mieliby już zupełnie szans i staliby się jeszcze mniej relewantną formacją, co nie byłoby złą informacją. Choć można się chyba głośno zastanawiać, czy polską demokrację bardziej niszczyli Kwaśniewski z Millerem, Oleksym i Cimoszewiczem, czy też jednak Palikot, Kutz i Niesiołowski.
Tak czy owak – usamodzielnienie się Palikota i Komorowskiego otworzyłoby system partyjny w Polsce. Podział w PiS stał się nierealny, podział w PO staje się więc jedyną szansą na odblokowanie polskiej sceny politycznej. Zwiększyłaby się wówczas możliwość kombinacji koalicyjnych. Prawdopodobną stałaby się, co prawda, koalicja PO – SLD z PK (Palikot, Komorowski), czy też SLD – PK – PSL. Niewykluczony byłby także sojusz PiS – PSL, lub PiS – SLD. Ale najbardziej oczywistą i, co ważniejsze, najlepszą dla Polski, na powrót stałaby się koalicja PO-PiS. Bo to wciąż jedyna realna koalicja, która nie buksowałaby w miejscu (jak wszystkie inne), ale miałaby szanse na modernizacyjny i cywilizacyjny skok. Bo rządy zmuszone do oparcia się o SLD lub PSL będą jedynie konserwatorami obecnego stanu, a gabinet z udziałem PK będzie prostą reaktywacją postkomunizmu.
Dlatego trzymam kciuki za Komorowskiego i Palikota – są dzisiaj jedynymi, którzy mogą doprowadzić do zawarcia koalicji PO i PiS. O pięć lat za późno, ale lepiej późno, niż wcale (jak ostatnio powiedział mój kolega - rozwodząc się).