Nie potrafię od wczoraj uwolnić się od dwóch myśli…
Pierwsza to prześladujący mnie obraz, przywitania się tych, którzy zginęli w 1940 roku w Katyniu ze swoimi dziećmi i wnukami. Jakby czekali tam na nich przez te 70 lat i dopiero teraz mogli wziąć w ramiona swoich najbliższych, ukoić ich i swój ból, wreszcie zaznać spokoju. Nie mogę uwolnić się od obrazu uśmiechniętych wreszcie i jednych i drugich, wtulonych w siebie, szczęśliwych…
I myśl druga – że trzeba było śmierci Lecha Kaczyńskiego by wszyscy dostrzegli Go takim, jakim był naprawdę: ciepłym człowiekiem, trochę nieśmiałym, wspaniałym ojcem i mężem, oddanym Polce, odważnym wojownikiem całe życie walczącym o innych. Dopiero śmierć zdarła wszystkim bielmo z oczu i naród zobaczył Go w obrazie prawdziwym, a nie w karykaturze. I obyśmy zapamiętali Go właśnie takim, zasługuje na to, to mu się należy!
Nie potrafię od wczoraj uwolnić się od tych dwóch myśli…