Marek Migalski Marek Migalski
212
BLOG

jak naukowiec może zrobić krzywdę politykowi

Marek Migalski Marek Migalski Polityka Obserwuj notkę 79

Kilka dni temu byłem w programie „Fakty po Faktach” z Leną Kolarską-Bobińską, eurodeputowaną PO. Program prowadził Kamil Durczok. Redaktor zapytał nas o to, co sądzimy o argumentach Berlusconiego, że przeciwko kandydaturze Buzka działa między innymi i to, że w Polsce była niska frekwencja i dlatego mandat naszego kandydata do objęcia szefostwa PE jest słabszy, niż Mario Mauro. I Pani Profesor… ochoczo przyznała tym argumentom rację! Na moje apele, by tego nie powtarzała, bo fakt, że polska eudeputowana z EPP publicznie akceptuje linię ataku na naszego kandydata osłabia jego szanse, wybuchła śmiechem. Przekonywała, że przecież to prawda, iż niska frekwencja u nas jest problemem i należałoby ją zwiększać, by bardziej legitymizować naszych reprezentantów. Zupełnie nie rozumiała kim obecnie jest i gdzie się znajduje – że to nie seminarium naukowe na uniwersytecie, lecz publiczna dyskusja POLITYKÓW! Pani Profesor, która już wówczas była po złożeniu deklaracji członkowskiej do PO, wciąż nie orientowała się, że zmieniła się jej rola – że nie jest już naukowcem i to, co mówi ma dziś znaczenie polityczne i jako takie może być wykorzystywane. Na szczęście nikt w Rzymie nie wykorzystał tej wpadki Pani Profesor i nie zostało to użyte przeciwko Jerzemu Buzkowi, któremu oboje kibicujemy.

Przyczyną tego zagubienie pani eurodeputowanej jest chyba fakt, iż nie zrozumiała jeszcze czegoś, co ja skonstatowałem zaraz na początku mojej „kariery” politycznej. A mianowicie, że o ile w pracy naukowca podstawowym napięciem jest paradygmat „prawda-fałsz”, o tyle w pracy polityka jest on zastępowany przez paradygmat „dobro-zło”. Jeden nie jest lepszy od drugiego, ale po prostu są to inne światy. I inne panują tam reguły. Klasycznym przykładem tej dwoistości świata wyznaczanego przez paradygmat „prawda-fałsz” i świata wyznaczanego przez paradygmat „dobro-zło” jest sytuacja, gdy jesteśmy pytani o plany naszej partii/państwa wobec swoich politycznych konkurentów. Przecież żaden poważny polityk nie powie dziennikarzowi o tym, co jego partia/państwo planuje, jakie będą następne posunięcia, jakie ma alternatywne plany, jaką BATNA, jakie granice kompromisu. Wprost przeciwnie, mówi się to, co ma wprowadzić naszych przeciwników w błąd, wpłynąć na ich błędne kalkulacje itp. Bo chcemy wygrać wybory, wyjść z negocjacji z czymś więcej, niż zakładaliśmy przed nimi, a potem wprowadzać w życie nasz program, o którym jesteśmy przekonani, że będzie przynosić „dobro” dla naszego kraju. Dlatego nie mówimy „prawdy”. Kierujemy się więc dobrem, a nie prawdą. To elementarz uprawiania polityki.

Jako profesor uniwersytetu Lena Kolarska-Bobińska słusznie postępowałaby, narzekając na niską frekwencję w Polsce, ale jako polityk sprzeniewierza się swojemu posłannictwu przyznając rację Berlusconiemu. Jeśli uznajemy, że „dobre” jest objęcie przez Jerzego Buzka stanowiska szefa PE, to musimy działać tak, by zwiększyć jego szanse, a nie bawić się w rezonerów i subtelnych intelektualistów, którym najbardziej na sercu leży prawda. Takie osoby są potrzebne i konieczne, ale w instytutach badawczych, a nie na salonach politycznych. Życie w prawdzie jest szlachetnym powołaniem, ale nie w polityce. Kto tego nie rozumie, nie nadaje się na polityka. Jeśliby politycy mówili prawdę, tylko prawdę i całą prawdę…polityka by się skończyła, służby specjalne nie byłyby potrzebne, tajne narady powinny być transmitowane live w tvn24 i tvp info itp. To wizja piękna i szlachetna, ale – jak chyba wszyscy rozumiemy – absolutnie utopijna. Albo więc Pani Profesor „zaliczyła wtopę”, co może się zdarzyć, bo jesteśmy wszak oboje politycznymi debiutantami i takie rzeczy mogą się nam zdarzać, albo naprawdę wierzy w to, że będzie mogła wszem i wobec głosić prawdę bez względu na konsekwencje. Ale to by oznaczało, że jej obecność w polityce jest niebezpieczna - zwłaszcza dla Platformy, co martwiłoby mnie w stopniu umiarkowanym, ale także dla Polski, bo jak Pani Profesor wyjdzie z narady Klubu Polskiego w PE i zacznie bezpretensjonalnie głosić na agorach wszelakich, co tam usłyszała, to może się to okazać szkodliwe dla czegoś o wiele bardziej wartościowego i cennego, niż pewna partia. To może okazać się szkodliwe dla Polski. Wierzę jednak, że była to po prostu mała wpadka. Czego sobie i Pani Profesor życzę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka