Marek Migalski Marek Migalski
245
BLOG

jeszcze troche o eurowyborach

Marek Migalski Marek Migalski Polityka Obserwuj notkę 129

Jestem politologiem, który stara się być politykiem. Żartowałem wielokrotnie, że to tak, jakby ornitolog chciał sobie polatać. Powiedzmy sobie szczerze – niewielu się to udało. Spadł Paweł Śpiewak, lotem koszącym do trawnika zbliża się Jarosław Gowin. Ja też nie mam żadnej gwarancji, że nie zaryję pyskiem o glębę. Ale starać się trzeba.

Dlatego zdecydowałem się na prowadzenie tego bloga i to właśnie na salonie24 – bo konflikt na linii Kataryna – Dziennik pokazał, bez względu na to, kto miał w nim rację, jak potężnym medium stał się Internet i jak potężną grupą polityczną są internauci. Sądzę, że sytuacja ta będzie szła w tym właśnie kierunku – w stronę zwiększania roli Internetu i internautów. Polityk, który ignorowałby ten fakt, to idiota. Ja się za takiego nie uważam, choć wiem, że zdania co do poziomu mojego zidiocenia są podzieloneJ Dlatego pozwalam sobie dołączyć do Waszego grona. Zwłaszcza, że przydusiliśmy przystawki – od nas do ściany jest tak mało powietrza, że Libertas i Prawica Rzeczpospolitej dostały po tyle, co…ja samJ

W pierwszym wpisie chciałbym podzielić się kilkoma refleksjami na temat ostatnich wyborów do Parlamentu Europejskiego. Sam jestem z nich zadowolony – ósmy wynik w kraju, drugi w PiS. Do satysfakcji może też mieć powody partia, z którą się związałem – dziś można to powiedzieć – nie liczyliśmy, co oczywiste, na zwycięstwo, i wynik pomiędzy 25% a 30% możemy uznać za zadawalający.

Z tego samego powodu radość może odczuwać SLD – kolejna lewicowa alternatywa po lewej stronie sceny politycznej okazała się ułudą. Żadne Porozumienia dla Przyszłości czy też Przymierza dla Przeszłości nie zagrażają Napieralskiemu i jego kamaradom – są oni właścicielami postpezetpeerowskiej masy upadłościowej, popularnie nazywanej u nas elektoratem lewicowym.

Cieszyć się też może PSL – nie dali się zagłuszyć, udowodnili, że OSP i koła gospodyń wiejskich to wciąż potęgazdolna uciułać te kilka procent, by zapewniać Pawlakowi i jego kolegom stałą obecność w różnego typu ciałach politycznych i instytucjach.“Uff” – mogą chłopaki z PSL powiedzieć i zacząć sprawdzać się w eurobiznesie.

No i najbardziej chyba mogliby się cieszyć politycy PO – wzięli połowę mandatów, nie dostali żółtej kartki, zrobili wynik lepszy nie tylko od tego sprzed 5 laty, ale i od tego z wyborów parlamentarnych z 2007 roku. Jest tylko jedno ale – oni chcieli więcej! Te wybory miały być testem na to, czy można na jesieni tego roku pójść na elekcję do Sejmu i Senatu! Jeśliby eurowybory zakończyły się zwycięstwem Platformy w wymiarze takim, jak wskazywały na to sondaże (to znaczy powyżej 50%), to jestem pewien, że Donald Tuska zdecydowałby się na podanie swojego rządu do dymisji i – po tzw. trzech krokach konstytucyjnych – sprokurowanie nowych wyborów parlamentarnych. Znalazłoby się jakiegoś Misiaka w PSL, ogłosiło, że tak dalej być nie może, że standardy, że moralność i takie tam, i że jedynym rozwiązaniem jest oddanie całej władzy w ręce Tuska i Schetyny. No i naród pomaszerowałby do lokali wyborczych broniąc Polski już nie tylko przed “faszystowskim” PiS-em, jak przed dwoma laty, ale i przed korupcją polityczną toczącą PSL. Już widzę te hasła – “co Europa o nas sobie myśli!?”, “pokażmy Zachodowi, że jesteśmy śliczni”, “wstyd” i tak dalej. Ale okazało się, że PiS nie ma się tak źle, PSL zbiera te swoje kilka procent i – co najważniejsze – Polacy co prawda w dalszym ciągu zakochani są w Tusku i jego kolegach, ale jednak uczucie to nie dotyczy większości z nas. Trzeba by się więc było znowu dogadywać po wyborach z…tym okropnym Pawlakiem (a cena za upokorzenia wyrzucenia w rządu mogłaby być przez PSL bardzo wysoka) lub – co gorsza – z SLD. No i cały śliczny plan wziąłby w łeb, bo Tusk nie mógłby iść spacerkiem do wyborów prezydenckich jako “Mr Clean”, w aurze czyściciela polskiego życia publicznego, z rządem jednopartyjnym, którego jedynym priorytetem byłby wybór swego szefa na urząd prezydenta. Cała heca okazałaby się drogą i niepotrzebną zabawą za publiczne pieniądze i to w dodatku w czasach kryzysu. Tak więc wyborów na jesieni nie będzie, a Donald Tusk jeszcze będzie się musiał pomęczyć, żeby zrealizować prawdziwą “podróż swojego życia” – przeprowadzkę do pałacu prezydenckiego. W czym zresztą, ma zamiar mu poprzeszkadzać. Ze skutkiem, jak mniemamJ

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka